Z żalem opuszczamy Neapol, bo
jeszcze tyle zostało do zobaczenia. Jeszcze chciałoby się przynajmniej raz przejść ulubionymi uliczkami, popatrzeć na
miasto z góry, zobaczyć ponownie choć niektóre z pośpiesznie mijanych w muzeum
obrazów, zjeść po raz kolejny najlepszą pod słońcem pizzę lub bodaj usiąść na
chwilę przy gęstym jak smoła i niezwykle mocnym espresso. Obiecujemy sobie
wrócić tu jak najszybciej i lekko niepocieszeni wyruszamy kolejką do Sorrento,
które będzie bazą wypadową dalszej części wycieczki. Droga wiedzie przez
Herkulanum i Pompeje – główny cel podróży tych dzikich tłumów, z którymi
dzielimy miejsce w niewielkich wagonach. Oba miasta zwiedziliśmy przed kilkoma
laty, planujemy więc rewizytę przy następnej bytności w Neapolu, a tymczasem
cieszymy się, że wielokulturowy tłum znacząco się rozrzedził, dookoła słychać
tylko piękny włoski język i w końcu możemy usiąść i wypić jeszcze zimne Peroni
(to nic, że dopiero południe) zagryzane rustykalnymi chipsami (i to piszę ja,
orędowniczka zdrowego żywienia! Ech, sumienie gryzło, ale tradycji musiało
stać się zadość. Raz nie wieczność, prawda?).
Sorrento to takie tutejsze
Międzyzdroje – architektonicznie niezbyt ciekawe, a za to drogie, bardzo
turystyczne i mało włoskie. Na szczęście przecudne widoki na Zatokę Neapolitańską
te mankamenty skutecznie wynagradzają. A że mieszkamy właściwie na kempingu pod
miastem, co zmusza do codziennej, blisko 40-minutowej wędrówki na stację, na
brak widoków nie możemy narzekać. Kemping jest pięknie położony, z prywatną
plażą do dyspozycji gości.
Przydzielono nam iście miniaturowy bungalow - dwa podwójne piętrowe łóżka wypełniają
właściwie całą przestrzeń, nie licząc łazienki z kabiną prysznicową. Ale źle
nie jest, w końcu przychodzimy tam tyko spać i tuż po śniadaniu wyruszamy na miasto. A ściślej na stację, bo w Sorrento nie ma nic do roboty, a
i do oglądania nie za wiele. Na stacji za to oczekiwanie na autobus kursujący po wybrzeżu Amalfi zapewnia nam codzienną dawkę "rozrywki". Sama jazda
dostarcza zresztą nie mniejszych emocji, dreszczykiem podszytych. Ale zanim
dostąpi się tego przywileju, należy odczekać swoje w zawsze słusznej kolejce,
niezwykle, jak na Włochy, grzecznej i porządnej. Mimo międzynarodowej braci
nikt nie próbuje się wyłamać, wszyscy pokornie ustawiają się na końcu długiego
ogonka. Wężykiem lub parami. Przyjazd długo wyczekiwanego autobusu nie musi
niestety oznaczać rychłego opuszczenia tej osobliwej poczekalni. Kierowca
zabiera zwykle jedną trzecią oczekujących, reszcie pozostaje tylko liczyć, że może następnym
razem (za godzinę, czasem pół) będą już w gronie szczęśliwców i dostąpią
przywileju wejścia na pokład.

c.d.n.
Nastepnym razem, gdy wybierze sie Pani w nasze strony i zechce obejrzec jeszcze raz Pompeje, Herculanum,czy Oplontis, o wiele wygodniej bedzie zalozyc baze w Salerno, stamtad komunikacja autobusowa jest o niebo lepsza, duzo taniej, miasto czyste, duze, eleganckie, odleglosc z Neapolu do wykopalisk w Pompeyach jest mniej wiecej taka sama jak z Neapolu, a o niebo czysciej, ponadto na wybrzeze Amalfi dochodza liczne autobusy albertosponza@yahoo.it
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za pomylke mòwiac o odleglosciach powinno byc z Neapolu do Pompejòw i z Salerno do Pompejòw odleglosc jest prawie taka sama. Zawiadamiam o nowej atrakcji turystycznej po 4 latach przestoju ruszyla kolejka linowa z Castellammare di Stabia do Monte Faito, koszt przejazdu 5 euro, 70 cent, mozna ogladac wspaniala panorame ze szczytu gòry. Alberto
OdpowiedzUsuńOk. Dzieki za info. Wiele bym dala by tsm znowu pojechać
OdpowiedzUsuńOk. Dzieki za info. Wiele bym dala by tsm znowu pojechać
OdpowiedzUsuńTo ja poraz trzeci, wlasnie wròcilem z Salerno, sa juz od maja poczawszy masy turustòw, ktòrzy stad wyruszaja na wycieczki na wybrzeze Amalfi, nie jest to az tak klopotliwe, bo autobusy kursuja czesto juz nie spod dworca kolejowego, a nalezy przejsc deptakiem i skrecic w pierwsza ulice w lewo, tam juz stoja ludzie czekajacy na autobusy, bilet na podròzowanie wolne tj na kazdy autobus jadacy na boskie wybrzeze jak to sie ono u nas powszechnie nazywa kosztuje 16 euro z groszami, waznosc 3 dni, informuje, ze w Salerno otwarto nowa plaze, darmowa piasek niestety brzydki o brudnym aspekcie, ale za to ma piekny parkiet (plaza) zakupiony w Barcelonie. W lipcu tam wracam tym razem z polska rodzina, ktòrej pomoglem wynajac mieszkanie po bardzo przystepnej cenie. Juz nie moge sie doczekac by tam znowu wròcic, pozdrawiam Alberto
OdpowiedzUsuńDzięki, dobrze wiedzieć :) Mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś tam wrócę. Pozdrawiam
Usuń