Mistyczny Safed w czasie szabatu


Pomysł, żeby pojechać do Safedu w szabat był cokolwiek szalony, choćby z powodu całkowitego zamrożenia komunikacji publicznej aż do późnych godzin wieczornych. Autostop okazał się środkiem skutecznym, niemniej czasochłonnym. Ostatecznie dojechaliśmy czterema samochodami, spotykając się z nieustannym zdziwieniem kierowców. "Jedziecie do Cfat? Przecież dziś szabat, wszystko tam zamknięte. Dosłownie wszystko". Nasze odpowiedzi, że chcemy tylko pospacerować po mieście, nie znajdowały uznania w oczach miejscowych. Tak jakby cały sens zwiedzania sprowadzał się do knajp, sklepów i muzeów. Niezrażeni tym brakiem zrozumienia, dojechaliśmy w końcu do celu i zostaliśmy za nasz opór szczodrze wynagrodzeni. Ba, śmiem twierdzić, że jak jechać do Safedu, to tylko w szabat.

Pięknie położony na wzgórzu Safed [hebr. Cfat] to jedno ze świętych miast żydowskich, a zarazem nowożytna stolica kabały, odrodzonej dzięki Izaakowi Lurii i innym mistykom przybyłym tu na przełomie XV i XVI wieku, po masowej ekspulsji Żydów z półwyspu Iberyjskiego. Ale Safed to także miasto, w którym liczba synagog znacząco przewyższa sklepy i restauracje (konkurując może jedynie z galeriami w dzielnicy artystów), i którego kamienne budowle, niemal pozbawione neonowych szyldów i nowoczesnego sznytu, wciąż noszą ślady dawnej świetności. Nic dziwnego, że ortodoksi przyjeżdżają tu właśnie na czas szabatu, by wspólnie modlić się, śpiewać czy biesiadować. Włócząc się przez te kilka godzin i obserwując celebrujących święto Żydów, nie napotkaliśmy dosłownie żadnego świeckiego turysty. Tym razem to my byliśmy odmieńcami w tym zgodnym krajobrazie czarnych chałatów, sztrejmlechów, wysokich kapeluszy i spódnic do kostek. Ale nie dano nam tego odczuć. Niektórzy mijani na drodze mężczyźni szybko przemykali, nieco ostentacyjnie odwracając wzrok, inni życzliwie zagadywali, ciekawi, skąd przybyliśmy, czy po prostu rzucali w naszym kierunku życzliwe "shabat shalom". Na ogół jednak czuliśmy się jak duchy przybywające do miejsca z odległej przeszłości, duchy, które nie naruszają porządku miejscowych, ale też są przez nich niedostrzegani, właściwie niewidzialni.












Poza szabatem wypełniające się turystami miasto wygląda z pewnością inaczej, z uwagi na obecność artystów i licznych galerii ma pewnie równie ciekawe, a nieodkryte przez nas oblicze. Chcąc jednak poczuć klimat religijnego uniesienia (dla mnie tyleż obcy, co fascynujący), należy udać się tam właśnie w sobotę. Najlepiej późnym popołudniem, kiedy przytłumione światło latarń smagające stare kamienie murów sugestywnie buduje mistyczną aurę tego miasta.




1 komentarz: