
Pięknie
położony na wzgórzu Safed [hebr. Cfat] to jedno ze świętych miast żydowskich, a
zarazem nowożytna stolica kabały, odrodzonej dzięki Izaakowi Lurii i innym
mistykom przybyłym tu na przełomie XV i XVI wieku, po masowej ekspulsji Żydów z
półwyspu Iberyjskiego. Ale Safed to także miasto, w którym liczba synagog
znacząco przewyższa sklepy i restauracje (konkurując może jedynie z galeriami w
dzielnicy artystów), i którego kamienne budowle, niemal pozbawione neonowych
szyldów i nowoczesnego sznytu, wciąż noszą ślady dawnej świetności. Nic
dziwnego, że ortodoksi przyjeżdżają tu właśnie na czas szabatu, by wspólnie
modlić się, śpiewać czy biesiadować. Włócząc się przez te kilka godzin i
obserwując celebrujących święto Żydów, nie napotkaliśmy dosłownie żadnego
świeckiego turysty. Tym razem to my byliśmy odmieńcami w tym zgodnym
krajobrazie czarnych chałatów, sztrejmlechów, wysokich kapeluszy i spódnic do
kostek. Ale nie dano nam tego odczuć. Niektórzy mijani na drodze mężczyźni
szybko przemykali, nieco ostentacyjnie odwracając wzrok, inni życzliwie
zagadywali, ciekawi, skąd przybyliśmy, czy po prostu rzucali w naszym kierunku
życzliwe "shabat shalom". Na ogół jednak czuliśmy się jak duchy
przybywające do miejsca z odległej przeszłości, duchy, które nie naruszają
porządku miejscowych, ale też są przez nich niedostrzegani, właściwie
niewidzialni.
Poza
szabatem wypełniające się turystami miasto wygląda z pewnością inaczej, z uwagi
na obecność artystów i licznych galerii ma pewnie równie ciekawe, a nieodkryte
przez nas oblicze. Chcąc jednak poczuć klimat religijnego uniesienia (dla mnie
tyleż obcy, co fascynujący), należy udać się tam właśnie w sobotę. Najlepiej
późnym popołudniem, kiedy przytłumione światło latarń smagające stare kamienie
murów sugestywnie buduje mistyczną aurę tego miasta.
;)
OdpowiedzUsuń