28.4.14
Dziś
zapowiadano piękną pogodę i miałam zamiar znów jechać w góry, do stosunkowo
niedalekiej Kazbegi. Ale rano nic nie wskazywało na spełnienie się tej
prognozy. Niebo było zachmurzone, temperatura poniżej 15 stopni i zanosiło się
na deszcz. Przełożyłam więc góry na jutro i postanowiłam spędzić jeden dzień w
stolicy. Po dwóch tygodniach na łonie natury jakoś wcale nie tęskniłam za
wielkim światem, wyczytałam jednak, że nawet Tbilisi oferuje kilka szlaków
pieszych wędrówek, w tym po ogrodzie botanicznym, była więc szansa, że
pozostanę nieskażona cywilizacją. Muzea postanowiłam omijać szerokim łukiem,
zwiedzając co najwyżej urocze, średniowieczne kościółki, których tu - jak w
całej Gruzji - niemało.
Tbilisi to
miasto kontrastów. Wszystko tu znajdziesz, w dodatku w obszarze Starego Miasta: i nowoczesną architekturę (jak słynny, choć kontrowersyjny Most Pokoju) i masę domów w ruinie. I
wszelkie wygody miejskiego życia, i kury na podwórku parę metrów od ścisłego
centrum. Lukusowe hotele czy restauracje i nędzne hoteliki z toaletą na podwórzu
oraz obskurne speluny ledwie kilka ulic dalej. I blokowiska, i mnóstwo zieleni
oraz ścieżek trekkingowych. Ale, co najważniejsze, da się tego wszystkiego
posmakować, mając do dyspozycji ledwie jeden dzień.
 |
Słynne tbiliskie łaźnie |
 |
Bardzo przyjemna knajpka o nieprzypadkowej nazwie |
 |
Most Pokoju |
 |
Tbiliska synagoga |
 |
Most Pokoju |
Mój
rekonesans stolicy zaczął się od położonej na wzniesieniu twierdzy, skąd
prowadził szlak do ogrodu botanicznego, a dalej, niezbyt interesującą drogą,
schodami na przemian w górę i w dół, dookoła sporej części miasta aż do uroczego
kościółka na szczycie z pięknymi widokami na całą stolicę. Około południa
rozpogodziło się i przy temperaturze. 20 stopni były to idealne warunki do
pieszych wędrówek.
 |
Ogród botaniczny - widok z twierdzy |
 |
Niegrzeczne - tak przy świadkach! |
 |
Wodospad w ogrodzie botanicznym |
 |
Matka Gruzji |
Późnym
popołudniem udałam się na zwiedzanie okolicznych kościołów, w tym tutejszej
prawosławnej katedry, a resztę dnia poświęciłam po prostu na wałęsanie się
uliczkami starówki - zarówno tej odnowionej, w dużym stopniu obleganej przez
turystów części, jak i tej, która nigdy żadnego liftingu nie przeszła i gdzie
bieda krzyczy poprzez rozwalające się domy, brud i śmieci dookoła.
 |
Matka czuwa i prześladuje - gdzie nie spojrzysz, tam jest |
 |
Sympatyczne, całkiem nowe miejsce na mapie stolicy - knajpa prowadzona przez grupę Polaków |
Nieopodal
mojego burżujskiego mieszkania, położonego w tej absolutnie nieburżujskiej
części, trafiłam na restaurację obleganą głównie przez autochtonów, która
wyglądała, jakby pamiętała czasy sprzed elektryczności. Starsza bufetowa o
nader obfitych kształtach, wystawiając rachunek wspomagała się liczydłem, a
druga, młodsza robiła jej w międzyczasie masaż. Powietrze było aż gęste od
papierosowego dymu, a wódka dookoła lała się strumieniami przy głośnym aplauzie
miejscowych. Ale za to żarcie było wyborne i żałowałam, że będę miała jeszcze
tylko jedną okazję, by tym wrócić. Jadłam przy tym dużo więcej niż mogłam
zmieścić, ale nie mogłam oprzeć się wybornemu lobio (gęsta zupa z fasoli),
bakłażanom w orzechowo-czosnkowym sosie czy tutejszej wersji chaczapuri.
Zwłaszcza, że cała taka wyżerka kosztowała mniej niż piwo w normalnym, średniej
klasy barze.
Wreszcie, spotkałam tu parę sympatycznych Polaków, z którymi umówiłam się następnego dnia na wspólny wypad do Kazbegi.
 |
Mój ulubiony bar |
 |
Widok na podwórze mojego apartamentu. Inni chyba takich luksusów tu nie mają |
Witam, możesz podać adres miejsca w którym się zatrzymałaś w Tbilisi
OdpowiedzUsuńdominik.rogodzinski@poczta.onet.pl
Jasne, napisałam na priv
UsuńCzesc,
OdpowiedzUsuńja tez prosze o namiary na ten slynny apartament ;)
m.sopuszynska@gmail.com
Dziekuje i pozdrawiam!