W drodze do "kraju duszy"

Pomysł, żeby pojechać do Abchazji zrodził się po przeczytaniu i zrecenzowaniu* świetnej książki Wojciecha Góreckiego, będącej efektem jego licznych podróży do tego widmowego państwa. Podróży, zaczynających się wraz z wybuchem wojny abchasko-gruzińskiej i ponawianych, z różną częstotliwością, przez blisko 20 kolejnych lat. Abchazja w ujęciu autora kaukaskiego tryptyku jawi się jako skomplikowana, uczona księga, która, choć mała, dająca się niemal objąć wzrokiem, wymaga sporo trudu, by ją zgłębić i zrozumieć. Po wielu latach Górecki, choć poznał doskonale niemal wszystkie miejsca, przeczytał setki książek, nawiązał kontakty i przyjaźnie z wieloma ludźmi przyznaje, chyba bez kokieterii, że wciąż ślizga się po powierzchni. Że ma poczucie, iż obraz, który tworzy, „jest płaski i dwuwymiarowy, a historie składają się z samych fabuł”. Że brakuje drugiego czy trzeciego dna, którego obecność jednak przeczuwa.
Moja skromna wyprawa nie była, rzecz jasna, skrojona na podobną miarę, nie miała nawet ambicji, by podążać śladami wspomnianego autora. Właściwie jechałam trochę w ciemno. Bo choć idea zrodziła się dużo wcześniej, szybko ją porzuciłam, wybierając za cel mojej dwutygodniowej podróży sąsiednią Armenię. Jednak dziwne zbiegi okoliczności zadecydowały, że ostatecznie, na kilka dni przed wyjazdem, nie tylko postanowiłam podzielić planowany czas między te dwa kraje, ale też do Abchazji pojechałam w towarzystwie faceta poznanego dzięki moim zeszłorocznym, gruzińskim wpisom na blogu! Grześ, jak się okazało, wykupił loty dokładnie na ten sam okres co ja, choć w moim przypadku Gruzja miała być jedynie miejscem tranzytowym. Uznaliśmy jednak, że jest to przypadek, którego nie można zlekceważyć i tak oto zrodził się pomysł wspólnej wyprawy do „kraju duszy”.

Do Abchazji najłatwiej dotrzeć z Kutaisi, zwłaszcza, że węgierski przewoźnik niezmiennie mami polskich podróżnych bardzo atrakcyjnymi cenami lotów. A stamtąd już niedaleko do Zugdidi, ostatniego gruzińskiego bastionu przed granicą. Pozwolenie na wjazd do republiki abchaskiej załatwia się via Internet, potem wystarczy już tylko zainwestować 10 dolarów w odpowiednim biurze w Suchumi.

Drogę z Kutaisi do granicy przemierzyliśmy sprawnie autostopem, nie dane było nam jednak tak szybko zawitać do abchaskiej krainy. Ciągnąc w pełnym słońcu ciężkie manatki przemierzyliśmy jeszcze most nad rzeką Inguri, nie dając się omamić kuszącą ofertą osobliwej granicznej taksówki, jaką jest z trudem ciągnięty przez konia powóz. Widząc nas woźnica próbował bowiem wyrzucić miejscowego, który zajmował więcej miejsca niż my oboje i zapewne, jak wielu innych mieszkańców granicznych wsi i miasteczek, skorzystał z możliwości tańszych i bardziej zaopatrzonych w ogólne dobra sklepów i targowisk w Zugdidi. Nie skorzystaliśmy z tej wątpliwej jakościowo oferty, pan zresztą nie był znowu tak ochoczy do opuszczania wygodnej miejscówki.






Kiedy jednak doczłapaliśmy w końcu do punktu granicznego, odstaliśmy swoje w kolejce i przebrnęliśmy przez ogień pytań strażników, okazało się, że musimy przerabiać całą tę, niekrótką wcale drogę, raz jeszcze i ewentualnie wrócić jutro. Kolejnym dziwnym trafem oboje wpisaliśmy bowiem złą datę przyjazdu! Cofnięci przez niewzruszonych rosyjskich strażników i ponownie witani przez potakujących ze zrozumieniem Gruzinów, chcąc nie chcąc, spędziliśmy wieczór i noc w Zugdidi. Ostatecznie, na Abchazję poświęciliśmy 5 dni – zwiedzając pobieżnie Suchumi, a stamtąd udając się do Picundy i nad jezioro Rica, w drodze powrotnej zahaczając zaś o Nowy Afon i megrelskie Gali.

Czy te kilka dni na Abchazję wystarczy? By zwiedzić, choćby pobieżnie, najbardziej flagowe miejsca kraju, zapewne tak. To jednak zdecydowanie za mało, by rościć sobie pretensje do wypowiadania jakichkolwiek miarodajnych opinii. Podróżując stopem mieliśmy jednak okazję porozmawiać zarówno z miejscowymi, jak i masowo oblegającymi Abchazję rosyjskimi turystami, dane nam też było skorzystać z gościnności jednej abchaskiej rodziny. 




cdn

* Recenzję znajdziecie na blogu (tutaj) oraz na stronie czasopisma "Kultura i historia" http://www.kulturaihistoria.umcs.lublin.pl/archives/5489

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz