
PASJAMI LUBIĘ BYĆ W PODRÓŻY
"Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej" (Kapuściński)
ABCHAZJA
(4)
ARMENIA
(5)
CZARNOBYL
(5)
Do poczytania
(3)
GRUZJA
(15)
IZRAEL
(1)
Jerozolima
(4)
KIRGISTAN
(11)
KolejNaOpowieść
(1)
Lwów
(1)
NEAPOL i wybrzeże Amalfi
(4)
Przeczytane/zobaczone
(3)
SYBERIA
(8)
Turcja
(3)
UZBEKISTAN
(2)
WENECJA
(1)
Mistyczny Safed w czasie szabatu

Magiczny Badak: najpiękniejsze jezioro Uzbekistanu, o którym nikt nie wie, spotkanie z dzikiem i skarbnica gościnności, czyli Uzbekistan w pojedynkę cz. 2
Turyści przyjeżdżający do Uzbekistanu celują raczej w odwiedzaniu, bezapelacyjnie godnych uwagi, zabytków architektury. Niektórym
udaje się jeszcze zahaczyć o Nukus i zorganizować wycieczkę na dawne Morze Aralskie.
Tylko nieliczni, stacjonując w Taszkiencie, decydują się na jednodniowy na ogół
wypad w góry, odwiedzając znany niegdyś kurort Chimgan lub – zdecydowanie
rzadziej – próbując zdobyć szczyt o tej samej nazwie. Miłośnicy turystyki górskiej
wybierają w Azji Centralnej raczej Kirgistan czy Tadżykistan, kraje oferujące
wiele wymagających tras nierzadko dostępnych tylko prawdziwym alpinistom. Tymczasem
niewielkie stosunkowo pasmo Tien Szanu może z powodzeniem stanowić alternatywę
dla mniej wprawionych piechurów - najwyższy szczyt osiąga tu ledwie 3400 m, co
przy tadżyckich 6-tysiącznikach wydaje się nieledwie rozgrzewką. Mniejsza wysokość
i – wydawałoby się – większa dostępność nie sprawiają jednak, że roi się tu od
turystów. Owszem, przybywa ich w ostatnich latach coraz więcej, są to jednak na
ogół zorganizowane wycieczki nad jezioro Charvak tudzież „zdobywanie” szczytów
z pomocą kolejki linowej, reliktu z czasów radzieckich, który z uwagi na stan zachowania
i poziom jest tu nie lada atrakcją dla ludzi o mocnych nerwach. Samopas chodzą
nieliczni, przed czym zresztą przestrzega np. Lonely Planet.
Przestrzega, bo brak oznakowanych szlaków, rzekoma konieczność posiadania
zezwolenia na trekking dłuższy niż jednodniowy, ryzyko nielegalnego przekroczenia
granicy z Kirgistanem i wreszcie obecność dzikiej zwierzyny w wyższych partiach
gór nie pozwalają autorom przewodników czynić inaczej. Przeszukiwałam wytrwale polski
i anglojęzyczny Internet, szukając szaleńców, którzy jednak poszli w jakieś mniej
znane miejsca. Nic jednak nie znalazłam. Są, owszem, opisy pełnych zachwytu
wycieczek, ale wyłącznie takich z przewodnikiem i wynajętym autem. Jedna z
ekskursji zrobiła na mnie szczególne wrażenie, nie sama wycieczka właściwie, a
jej cel, tj. jezioro Badak, położone kilkadziesiąt kilometrów od Chimganu, wśród
gór Pskom, niebezpiecznie graniczących z Kirgistanem. Urzeczona widokiem
postanowiłam za wszelką cenę tam pojechać, mimo braku mapy i dokładnego opisu
trasy. Miałam jedynie nawigację turystyczną, którą mój ukochany sprezentował mi
właśnie na urodziny. Pozostało tylko dostać się jak najbliżej szlaku. Plan był
dość mglisty, ale w takich sytuacjach chodzi przecież o to, żeby wyjechać,
określić pierwszy cel i liczyć, że jakoś to będzie. I zwykle bywa, i to całkiem
nie najgorzej.
Taszkient. Senne miasto o wielu twarzach. Uzbekistan w pojedynkę cz.1

Koleją wokół Bajkału na pożegnanie Syberii

Zgodnie z planem wyruszyłam wcześnie rano i już po niespełna czterech godzinach byłam w Sludiance. Odebrałam moje rzeczy, po czym wsiadłam do pociągu, który przez następne 5 godzin w niespiesznym tempie sunął wzdłuż Bajkału, pozwalając nam podziwiać swoje bezkresne piękno, góry w tle, tunele budowane, jak cała kolej, m.in przez polskich zesłańców w niesłychanie trudnych warunkach, a czasem też modernistyczne budynki stacji. Ta stosunkowo przyjemna podróż, urozmaicana kilkuminutowymi postojami w co ciekawszych stacjach, warta była odbycia choćby ze względów poznawczych, bo same widoki, choć atrakcyjne dla oka, były w sumie dość jednostajne.
O wędrówce we mgle, strachu i ruskiej propagandzie. Chamar Daban i Pik Czerskiego, czyli Syberia w pojedynkę cz. 7
"Góry zdrzemnęły się na moim czole" (E. Cioran)
Myślałam, że dojadę do Sludianki wczesnym rankiem, jednak tym razem złapanie stopa okazało się być zadaniem nieco trudniejszym. W końcu zatrzymała się młoda kobieta, która wcześniej co prawda nie zareagowała na moje machanie, ale zawróciła uznawszy, że w tym miejscu stojąc, jestem właściwie bez szans. Ostatecznie w Sludiance byłam dopiero przed 11. Zostawiłam część rzeczy u znajomego Uzbeka, a ów był tak miły, że zawiózł mnie jeszcze pod bramę tutejszego GOPR-u, dzięki czemu zaoszczędziłam jakieś 3 km bezsensownej wędrówki. Moim celem była turbaza ulokowana nieopodal stacji meteorologicznej, skąd rano chciałam wyruszyć na Pik Czerskiego. Przejście tych niespełna 18 kilometrów zajęło mi ok. 5 godzin, z przerwą na posiłek i piwo w turbazie mniej więcej w połowie drogi. Sama trasa do trudnych nie należała, g'woli ścisłości była wręcz banalnie prosta, raczej spacerowa niż wysokogórska, jednak męcząca z uwagi na odległość i monotonne, choć niebrzydkie, krajobrazy.
Ruskie absurdy, ciepłe jeziora nad zimnym Bajkałem oraz piękne widoki, których nie widać, czyli Syberia w pojedynkę, cz. 6

Poza głównym szlakiem - Zatoka Barguzińska i Półwysep Święty Nos, czyli Syberia w pojedynkę cz. 5

Subskrybuj:
Posty (Atom)